
Niby pandemia dała nam przyzwolenie na naturalny look, lżejsze ubrania, większą świadomość i uważność, a jednak nie do końca. Będąc w domach mieliśmy czas, by zastanowić się nad sobą i nad tym, jacy jesteśmy, nad czy warto popracować, co jest ważne. Niestety w wielu przypadkach stało się i tak, że nieco bardziej przykleiliśmy się do swoich smartfonów. Zaczęliśmy skupiać swoją uwagę na różnorakich instagramowych kontach i ich właścicielach. Nie uciekliśmy od porównywania się do innych. Wczytywać się w komentarze ludzi i ich opinie. Zauważyliśmy, że często inni uzurpują sobie prawo do komentowania wyglądu innych. Pół biedy, jeśli jest to zrobione w kulturalny sposób, jednak nawet w białych rękawiczkach internautki i internauci potrafią napisać tak, że zaboli. Z drugiej strony nie sposób oprzeć się wrażeniu, że niejednokrotnie kobiety wpadają w pułapkę własnej chęci udoskonalania swojej urody, ciała, wyglądu.
Ktoś krzyknie - „hola, hola - wszystko jest dla ludzi!” ależ oczywiście, nie kwestionuję tego! Ale umiar… umiar… Inny doda: „każdy sam decyduje ile i jak chce poprawić!”. Ok, doba, macie rację. Ale jak słyszę od koleżanki, że odmówiła klientce kolejnego z rzędu zabiegu powiększania ust, bo uważała, że pacjentka robi sobie krzywdę i nie chce przykładać do tego ręki, ta obraziła się i zmieniła gabinet. Inny lekarz nie miał z tym problemu, wszak klient nasz pan. Innym problemem jest oddawanie się w ręce osób o zbyt niskich kwalifikacjach do wykonania pewnych zabiegów. Dermatolodzy mówią wprost - sporą część naszych pacjentek (bo ten problem dotyczy głównie kobiet) stanowią klientki gabinetów kosmetycznych, które obsługują pracownicy nie mający odpowiednich umiejętności i kwalifikacji. A szkoda. Miało być pięknie a trzeba się ratować. No właśnie… A gdyby tak zacząć od ratowania… własnego ja? Może nim podejmiemy krok trwałej zmiany wizerunku spróbujemy się pokochać, bardziej? Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Ale próbować warto. Małymi krokami. Począwszy od dobrego terapeuty, lektury („Czuła Przewodniczka” Natalia de Barbaro!”), muzyki (na jesień może Natalia Przybysz? Albo „Kwiat Jabłoni”?), na powolnie i z głową przygotowywanych posiłkach i wegańskich kosmetykach (by Krayna oczywiście :) kończąc. W poprzednich wpisach namawialiśmy Was, drogie Czytelniczki i Czytelnicy, do małych rytuałów- masażu twarzy olejem Malina i Rozmaryn podczas picia porannej kawy. Dziś namawiam Was do zmycia z siebie wszelkich pretensji do… siebie, przede wszystkim. To trudny, ale ważny krok. Nie ogarniasz? - bywa. Następnym razem spróbujesz zorganizować się lepiej. Zapomniałaś o urodzinach przyjaciółki? Wybaczy, w końcu to Twoja przyjaciółka. Przypaliłaś placek ze śliwkami? - nie zapomnisz ustawić budzika kolejnym razem, albo kupisz gotowca, świat się nie zawali. Poszłaś spać bez mycia zębów? O poranku zatem wyszczotkujesz je pewnie dwa razy dłużej i wykonasz karny masaż twarzy naszym żywokostowym olejem myjącym zmywając jednocześnie wczorajszy makijaż i dzisiejsze wyrzuty sumienia ;) To oczywiście potraktuj pół żartem, pół serio. Wiesz, co mam na myśli. To, żeby w lustrze widzieć człowieka, z którym lubisz spędzać czas, czy to z pełnymi ustami, czy też nie. Po prostu siebie.